Ясеньски Бруно - Слово о Якубе Шеле
ПРОЛОГ
По ночам я с полей и гумен
позаросших и мхом и мглой,
собирал эту песню-думу
и иду с окровавленной, злой.
Раскачалась уж осень тысячью розог
ивняка над прудом в ритме жабьих гамм.
Свой последний червовый фальшивый козырь
я, играя со смертью, сегодня сдам.
Может , завтра придет трактор
на заплатанный плат полей,
сумрак - чернобородый арендатор-
землю в чёрный захватит плен.
И на десять миль вокруг, уже скоро,
там, где нива ложилась под серп,
встанет многокаменный город,
сад кубический, грузен и сер.
И когда звездной ночью забрезжит
белой мессой месяца стёртый штамп,
над дорогой повиснут проезжей
тяжелые яблоки дуговых ламп.
- - в ежевичной чащобе леса,
где солнце садится свой зад укрыть,
эта песня выходила на ясный месяц
по собачьи подолгу выть.
И, присев на поле в густом бурьяне,
качалась, гнулась, как сухая ботва .
Когда пастух её вспугивал утром ранним,
в каплях крови была трава.
Эта песнь в мою жизнь пришла во гневе ,
приказала: служи! От неё не не уйдёшь.
Вырвала язык мой, как жалкий плевел,
и вместо него вложила нож.
Пришла зимой, заскулила , молча
попросилась: согрей! простонала: кровь!
И выросла вдруг ненасытность волчья,
накормил ее сердцем, впустил в нутро - -
Но весна отворит ещё настежь двери,
камни сердца пойдут на слом,
и усядемся мы на общей вечере,
а земля нам будет одним столом.
Остановит день свой разбег всегдашний
когда ему крикнем: не кончайся! Стань!
Принесёт из яств своё лучшее каждый,
миру целому шедрую дань.
Провозвестники града и шквала,
краснолицые, шумные в тот день,
будем вместе и черный, и алый
цвет смывать со знамён и тел.
В этот день - дню тому, что будет,
бьющуюся, как кровавый карп,
принесу на глиняном блюде
эту песнь, мой ценнейший скарб.
Jasieński Bruno - Słowo o Jakubie Szeli
PROLOG
W białe noce, od rżysk i gumien
porośniętych i mchem i mgłą
pozbierałem tę pieśń, jak umiem
i przynoszę skrwawioną i złą.
Rozhuśtała już jesień tysiącem batut
krzywe wierzby nad stawem w takt żabich gam.
Na ostatni fałszywy czerwienny atut
dzisiaj w durnia ze śmiercią gram
Może jutro juz przejdzie traktor
po tych polach, jak łaty płacht
przyjdzie zmierzch - czarnobrody faktor
- weźmie ziemię w swój czarny pacht
I na dziesięć mil w krąg, czy na sto,
kędy łan się pod sierpem kładł
wstanie wielkie, kamienne miasto,
nieprzejrzany, sześcienny sad.
I gdy znowu się noc rozgwiezdni
w białej mszy księżycowych plam,
będą zwisać nad ścieżką jezdni
ciężkie jabłka łukowych lamp
- - W białe noce, zza kęp ostrężnic
gdzie chowała się słońca rzyć,
wychodziła ta pieśń na księżyc
godzinami po psiemu wyć.
Przykucała na polu, za kępą chwastów
kołysała się, chwiała jak zwiędła nać.
Kiedy rankiem ją spłoszył pastuch
Krople krwi w bruzdach było znać.
Raz ta pieśń - zaszła mnie w życie, za łąką,
powaliła, przygniotła, kazała: służ!
i wyrwała mi język jak płony kąkol,
a miast niego wetknęła mi nóż
Przyszła zimą skostniała, skomlała: milczę!
przypytała się: ogrzej! jęczała: krew!
A w zanadrzu urosła w żarłoczne wilczę,
nakarmiła się sercem, sięgneła trzew - -
Kiedyś wiosna otworzy na ścieżaj
pestki serc rozłupane na pół
zasiądziemy przy jednej wieczerzy
Będzie ziemia jak jeden stół
Wstrzyma dzień ten swój pęd, co prze go,
gdy mu krzykną: nie zachodź! stań!
Zniesie każdy, co ma najlepszego
Będzie świat cały - kartą dań.
Na ten dzień krasnolicy i gwarny
zwiastowany przez grad i szkwał
zasiądziemy, czerwony i czarny
zmywać barwy z sztandarów i z ciał.
Na ten dzień - pokłon jutru od dzisiaj
trzepocącą się we krwi jak karp
na glinanej przynoszę wam misie
tę złą pieśń mój największy skarb.