Кушумай : другие произведения.

Medical

Самиздат: [Регистрация] [Найти] [Рейтинги] [Обсуждения] [Новинки] [Обзоры] [Помощь|Техвопросы]
Ссылки:
Школа кожевенного мастерства: сумки, ремни своими руками
 Ваша оценка:
  • Аннотация:
    Холодная как лед женщина и бедный мужик (ну, хоть один раз это женщина будеть издевалтся над мужикем). Внимание! Текст по полску!

  Patrzył na mnie. Spoglądał spod tych rozkosznie długich ciemnych wachlarzy rzęs i widział we mnie tylko lód. Chciałam być taka. Nieprzystępna, patrząca na wszystko z wysoka, tajemnicza i odporna na wszystko i wszystkich. Taka lodowa kobieta. W nielicznych chwilach jak ta, żałowałam, że nie jestem jedną z tych radosnych, świergoczących szczęśliwie kobiet, które optymistycznie komentowały ostatnie operacje w naszej klinice. Że nie mam w sobie tego wewnętrznego ciepła, tego czegoś, co pozwoliłoby mi prowadzić szczęśliwe życie u boku wymarzonego mężczyzny, o którym myślałam ukradkiem po nocach będąc nastolatką. Że oddałam się nauce, rezygnując i tak ze swojego marnego życia towarzyskiego. Jestem dwudziestoośmioletnią kobietą, która prawie osiągnęła pełnię szczęścia jako ginekolog-położnik, ale moje uczucia względem innych to dno.
  Uśmiechnął się. Na pewno do tej nowej rudej recepcjonistki, co nieporadnie próbowała poinformować biedną rodzinę, że mają udać się do prosektorium, a nie oddziału kardiologicznego, gdzie jeszcze wczoraj leżał miły starszy pan w sali numer siedem. Płaczą. Recepcjonistka też płacze. Zza drzwi dobiega odgłos podjeżdżającej karetki, słychać turkot kółek noszy i krzyki sanitariuszy. Delektuję się kawą, przeglądając papiery mojego nowego przypadku i usilnie wyrzucając z pamięci jego, który teraz uparcie świdrował mnie wzrokiem. Ciąża mnoga. Dwukrotne poronienie. Konflikt Rh. Nic nadzwyczajnego. Ciężarne nie ufają mi, dostaję najgorsze przypadki. Nigdy nie okazuję współczucia. Nie boję się niczego. Mimo wszystko, pogodziłam się z losem. Nie rozumiem tylko, jak taka egoistka jak ja, robi coś dla ludzkości. Dlaczego poszłam na ginekologię? Co sprawiło kilka lat temu, że to właśnie płacz nowonarodzonego dziecka przekonał mnie do wybrania właśnie tej drogi? Czyżbym miękła?
  Nie będę się nad sobą rozwodzić. Nie będę rozpaczać. Będę funkcjonować w tym świecie jak prawdziwa góra lodowa: zimna, bezlitosna i niszcząca wszystko na swojej drodze.
  Zebrałam papiery, wyrzuciłam kubeczek do stojącego obok kosza i wstałam, nie patrząc w jego stronę. Szybkim krokiem skierowałam się do swojego oddziału.
  Praca to całe moje życie.
  
  ****************************************
  - Jest piękna - powiedziałem, najpierw ukradkiem, a teraz całkiem bezczelnie patrząc się na jasnowłosą właścicielkę najpiękniejszych na świecie nóg.
  - A także wolna, wykształcona, inteligentna i zamrażająca wszystko w promieni pięciu metrów. Podobno wszystkie dzieci, które odebrała miały hipotermię.
  - Niemożliwe - stwierdziłem, niedowierzająco spoglądając na swojego nowego kolegę po fachu, Roberta. - Nie pracowałem z nią jeszcze, ale nie mogę uwierzyć, że taka jest. Spójrz na nią. Anioł.
  - Strzelający laserową wiązką z oczu. Stary, pracowałem z nią niedawno nad wyjątkowym trudnym przypadkiem. Matka miała poważne zaburzenia serca, poród mógł ją zabić. Przez cały czas ani razu się nie uśmiechnęła, nie mówiła o rzeczach, które nie były na temat, a na pytanie, czy pójdzie ze mną na randkę, kiedy odbierała poród, a ja kontrolowałem serce, odpowiedziała: "Nie nadziałeś się przypadkiem na mój skalpel?".
  - A nadziałeś się?
  - Nie, ale to było takie nieromantyczne! Nie kobiece. Bezduszne. A wszystko to powiedziane grobowym tonem. Gdyby przenieśli ją do prosektorium, to musielibyśmy powiększyć oddział psychiatryczny.
  - Głupstwa. Zamierzam ją poznać - stwierdziłem, starając się nie zwracać uwagi na szeroko otwarte oczy Roberta. - Może to ona zostanie moją ukochaną i jedyną żoną.
  Huk spadającego z krzesła Roberta był dla mnie najwyższą motywacją.
  A okazja trafiła mi się jeszcze dziś.
  *************************************************************************
  
  Piąta rano. Dyżur. Młodziutka stażystka znęca się nad magnetofonem przywleczonym i zarekwirowanym przez moją poprzedniczkę kilkanaście lat temu. Lecą jakieś smęty o miłości. Wymuszam autorytetem zmianę stacji. Kolejne bzdury. Rekwiruję magnetofon. Wyganiam stażystkę i zaczytuję się w papierach zachwycając się piękną żółcią papieru na którym ktoś nieudolnie wysmarował historię choroby. Prostuję nogi i wpompowuję w siebie litry kawy próbując się nie zastanawiać o czekających mnie w przyszłości wrzodach żołądkach i przebarwionych zębach. I tak wymienię je na implanty.
  Nagle rozlega się tupot na korytarzu. Dwie pielęgniarki biegną pchając wózek, na którym siedziała skręcająca się z bólu kobieta. Podbiegam. Kobieta wyraźnie trzyma się za serce, jest sina. Zrobiło mi się jej żal, więc spróbowałam się uśmiechnąć. Wyszło zbyt groteskowo i najwyraźniej pogorszyłam sytuację. Pielęgniarki też są w szoku. Za godzinę cały szpital będzie o tym wiedział. Leję na to. Każę im wieźć ją na salę, a mężczyznę, który wbiegł za nimi wysyłam do stażystki. Niech ma robotę.
  Pobieżnie badam pacjentkę. Bez kardiologa się nie obejdzie.
  - Biegnij po kardiologa. Szybko!
  Ruszyła bez słowa. Drugiej ze strachu zaczęły drżeć ręce. Rodząca od razu to wyczuła i wydusiła do mnie:
  - Niech pani ratuję moje dziecko!
  - Zobaczę - odpowiedziałam.
  Skurcze były coraz częstsze, rozwarcie coraz większe, a kobieta coraz bardziej sina. Zaczęłam się denerwować. Gdzie ona pobiegła po tego kardiologa?! Na Syberię?!
  Nagle wbiega mężczyzna, którego widziałam w stołówce. A więc to jest nowy kardiolog. To nic, i tak jest mi potrzebny tylko do jednego. Bądź zimna, Wilia.
  - Co się dzieje? - rzucił zdyszany schylając się nad kobietą.
  - Ostatnia faza porodu, wyraźne problemy z sercem. Nic więcej nie wiem, nie ma u nas karty - odpowiedziałam spokojnie.
  Mężczyzna niezrażony pomógł mi przenieść ją na łóżko i zaczął ją dogłębnie badać. Widziałam zmartwienie w jego oczach. Zrozumiałam.
  - Albo dziecko, albo pani.
  Kobieta nawet nie krzyknęła.
  - Tak myślałam - stwierdziła smutnie, z trudem łapiąc oddech. - Ale cieszę się, że dziecko będzie zdrowe. Przekażcie to memu mężowi.
  Przytaknęłam, po czym złapałam za narzędzia i poprawiłam światło. Na plecach czułam zszokowany wzrok kardiologa.
  ***************************************************************************
  Właśnie jadłem zmiętoszoną kanapkę, którą na szybko zrobiłem w domu, mając krótką przerwę między dyżurami, kiedy do pokoju wpadła pielęgniarka wzywając mnie na oddział ginekologiczny. W czasie biegu przez długie, białe, sterylne korytarze, powiedziała mi, że mają problemy z rodzącą kobietą, która ma widoczne problemy z sercem. Zapytałem się, kto dyżuruje. Odpowiedziała mi, że Lodowa Kobieta. Poczułem wyraźny przypływ endorfiny. W końcu mam powód, żeby się z nią spotkać. Przypadek czy zrządzenie losu? Ojciec chyba ma rację, mówiąc, że jestem zbyt romantyczny jak na mężczyznę. I jak na lekarza. Ale czy jako lekarz mogę wyleczyć ją od uczuciowej hipotermii?
  Roześmiałem się w myślach i wpadłem do sali.
  - Co się dzieje? - wydyszałem, patrząc się bardziej na jej piękne fiołkowe oczy niż na rodzącą.
  - Ostatnie faza porodu, wyraźne problemy z sercem. Nic więcej nie wiem, nie ma u nas karty - odpowiedziała chłodno.
  Opamiętałem się i razem przenieśliśmy ją na łóżko. Zacząłem ją badać. Jest źle. Nie wytrzyma porodu siłami natury, a na cesarkę jest już za późno. Oczywiście damy jej znieczulenie, ale...
  - Albo dziecko, albo pani - jej głos lodowaty głos przerwał moje rozmyślania. Zszokowany patrzyłem na nią. Jak można być tak nieczułym?!
  ***************************************************************************
  Właśnie przygotowałam najlepsze znieczulenie jakie miałam. Mimo wszystko coś we mnie współczuło tej kobiecie. Nie życzyłam jej takiego losu i lekarz we mnie chciał walczyć o te życie.
  Mężczyzna, nadal zszokowany, sprawnie uwijał się przy mnie, przymocowując te swoje rurki. Zadzwoniliśmy po więcej ludzi. Oczywiście nikt nie przyszedł. Zemszczę się.
  Dziecko zaczęło wychodzić główką. To dobrze, jednak z lekkim niepokojem spoglądałam na ekran, gdzie zobrazowana była praca serca. Nie mogłam dać jej mocnego znieczulenie. To nie cesarka. Jednak miałam wrażenie, że oni, kardiolog i kobieta, spoglądają na mnie z wyrzutem, jakbym to ja była przyczyną wszystkich cierpień. Nie, wydaję mi się.
  - Przyj - nakazałam, delikatnie naciskając ręką na główkę dziecka.
  Chwilę potem kobieta krzyczała, dziecko krzyczało, a kardiolog zadowolony spoglądał na monitor. O w mordę, co to teraz będzie...
  ***************************************************************************
  - I wiesz, Adam, ten pan doktor mnie tak starannie badał, a ta blond włosa idiotka powiedziała, że umrę albo ja, albo dziecko! Tak się bałam! To jej wina! Złożę skargę! - krzyczała rozemocjonowana kobieta. Jednak ludzie to skurwiele. Przybrałam swój najstraszniejszy wyraz twarzy i wszystko umilkło. Drugi kardiolog bezustannie przekonywał pacjentkę, że cudem uszła z życiem dzięki naszej kompetencji, ale jak mówią - daj palec, a zabierze ci całą rękę.
  Nagle poczułam, że ktoś mnie obejmuję, a przed nosem pojawił się parujący kubek z kakałem.
  - Wiem, że pijesz za dużo kawy, dlatego przyniosłem ci kakao. Sam robiłem. Dla uczczenia naszej znajomości - powiedział, podając mi kubek. - Rivan.
  - Wilia - odpowiedziałam, ale tylko z grzeczności. - Dziękuję ci za pomoc, ale teraz już pójdę. Obowiązki.
  - Czekaj. Trzeba jeszcze raz skontrolować pacjentkę - poprosił, łapiąc mnie delikatnie za rękę. - Musimy zebrać owoce wdzięczności - popatrzył na mnie i dodał. - Albo niewdzięczności.
  ***************************************************************************
  Widziałem jak patrzyła na kobietę z niepokojem. A potem zobaczyłem w jej oczach mord, i gdyby nie Robert, który właśnie przyszedł na dyżur i został wezwany jako pomoc do tego przypadku, to zadusiłaby ją rurką od kroplówki. Robert się mylił. Wilia ma uczucia. Jednak z takim podejściem zrobiłaby furorę jako płatny zabójca a nie miła pani doktor odbierająca rozkoszne niemowlaki i opowiadająca jak należy karmić piersią. Mężczyzna we mnie pragnie ją ujarzmić.
  Kakao miało posłużyć jako gałązka oliwna. Ciepłe, apetycznie pachnące i słodkie miało być wstępem do rozgrzania serca mej wybranki. Dostałem słabo zawoalowanego kosza.
  Jednak nie poddałem się i spróbowałem grać jak ona. Zero litości. Zwyciężę.
  Albo wrócę do prehistorycznych czasów i całe miasto zobaczy jak niosę przerzuconą przez ramię ogłuszoną blondynkę.
  ***************************************************************************
  Z niesmakiem poszłam na obchód. Rivan wlókł się za mną i ciągle próbował mnie zagadywać, przy czym nie był tak miły jak wcześniej. Niektóre jego wypowiedzi były tak cyniczne, że sama bym się ich nie powstydziła. Gdy zajmowałam się pacjentkami (i pacjentem - nie wiem kto go tu wsadził), ten przedstawiciel zakłamanego rodzaju męskiego bezczelnie wciskał ciemnoty kobietom jaka to ja jestem troskliwa i jak dobrze mieć nas! przy sobie w czasie ciąży. Skutek był taki, że większość pacjentek odkryło w sobie arytmię, a ja zyskałam nową kulę u nogi. Ciężko jest być kobietą w tym świecie wypełnionym testosteronem.
  ***********************************************
  Jak tylko skończył się dyżur uciekłam potajemnie od Rivana i pojechałam autobusem do domu. Ludzie nie mają pojęcia, że prawie dwa dni pracowałam bezustannie, uratowałam miliony istnień i chyba należy mi się miejsce siedzące, skoro płacę za ten bilet pełną kwotę. Oczywiście powiedziałam to głośno petryfikując ludzi spojrzeniem. Dostałam w zamian dwa miejsca, ale nikt się do mnie nie dosiadł. I dobrze. Sprawiedliwość w końcu jest po mojej stronie.
  ***************************************************************************
  Obleciałem cały szpital, próbując znaleźć Wilię. Bez skutku. Najwyraźniej wyczuła zagrożenie i zrejterowała, gdy byłem w pokoju. Na razie jej się upiekło.
  Nie mając nic do roboty pojechałem do domu.
  Jutro czeka ją kolejny atak. Przygotuj się, kochanie!
  ***************************************************************************
  
   2
  Kolejny dzień w szpitalu. Morze kawy. Jęczenie pacjentek. Plotki pielęgniarek. I namolny facet wciskający co piętnaście minut kakao. Aż mi zęby trzeszczą od takiej ilości cukru.
  Za przeprowadzony udanie poród dostałam od szczęśliwego tatusia okazały bukiet róż z bilecikiem z nieznanego pochodzenia materiału. Bukiet spaliłam w kotłowni, żeby zatrzeć ślady łapówkarstwa, a bilet posłużył mi jako żeton do wózka w supermarkecie. Jaka ja jestem mądra.
  W końcu udało mi się odpocząć chowając się za szafką z opatrunkami na pierwszym piętrze. Żeby unikać Rivana codziennie uczyłam się jego rozkładu. W końcu opanowałam do perfekcji zabawę w chowanego, a on pozbawił mnie wielu wspaniałych kryjówek. Chyba muszę przyznać, że w głębi duszy zaczyna mnie to... bawić niż niepokoić.
  Źle ze mną. Idą pomęczyć jakąś ciężarną.
  ***************************************************************************
  Szukanie Wilii stało się codziennym rytuałem. Uczyłem się jej rozkładówki na pamięć. Przeczesując szpital zobaczyłem takie miejsca i takie rzeczy, że mógłbym napisać o tym horror. Ale... To było intrygujące. Gdy patrzę na jej nogi mam ochotę je dotykać, ściskać, całować... Dlaczego nie zostałem ortopedą?!
  ***************************************************************************
  Zaczęłam się czuć nieswojo, gdy mijała czwarta godzina bez Rivana. Coś jest nie tak. Albo coś mu się stało, albo coś knuję. Tak źle i tak niedobrze. Wychodzę na zwiady.
  ***************************************************************************
  Cały szpital wiedział już o naszych podchodach. Robert postawił na Lodową Kobietę, zdrajca jeden. No cóż... Wygram wszystko.
  A tymczasem... Gdzie jesteś, kochanie? Mam coś dla ciebie.
  Roześmiałem się paskudnie.
  ***************************************************************************
  Przemykałam chyłkiem po korytarzach. Dawno minęła pora odwiedzin, więc nie spotkałam nikogo na swojej drodze. Spojrzałam w lustro zawieszone przez jakąś próżną sprzątaczkę - wyglądałam jak pijany łoś oślepiony przez reflektory samochodu.
  Jak mogłam upaść tak nisko?!
  ***************************************************************************
  Powoli zbliżał się koniec dyżuru mój i Wilii. Obstawieni ludzie pozamykali tylne i boczne wyjścia, a główne, ze względów bezpieczeństwa pacjentów i jako przynętę, zostawiłem.
  Czas wziąć sprawy w swoje ręce.
  Ruszyłem.
  ***************************************************************************
  Dotarłam właśnie do schodów prowadzących na parter, kiedy z korytarza rozległy się znajome kroki. Rivan.
  Był już tak blisko, a korytarz był tak bezczelnie długi i nieumeblowany, że rzuciłam wszystko i zaczęłam biec. Sprintem. W obcasach.
  Rivan 1, Wilia 0.
  Złamany obcas, skręcona kostka, potłuczona ręka.
  Witaj zwolnienie... lekarskie?
  ***************************************************************************
  Nie osiągnąłem tego, co chciałem, ale rezultat też jest dobry. Wilia ma unieruchomioną nogę i rękę. Nafaszerowałem ją lekami. Jakie szczęście, że jestem lekarzem. Odurzyłem swoją kobietę na legalu.
  Zabieram ją do swej jaskini.
  Obudziłam się otulona miękką kołdrą, która całkowicie krępowała moje ruchy. Na dodatek na zdrowej nodze czułam wyraźny sznur. Co jest? Z wysiłkiem przekręciłam głowę w drugą stronę. Widok zasłaniał mi opalony tors. Wszędzie czuć było kakałem. Rivan...
  Rivan. Rivan? Rivan?!
  - Riiiivaaaaaaan!
  Zerwał się na równe nogi. Promienie słońca igrały na jego mięśniach i kruczoczarnych włosach. Zielone oczy patrzyły na mnie z początku z zaskoczeniem, a teraz z wyraźnym rozbawieniem.
  - Witaj w jaskini lwa, kotku. Czas cię wytresować.
  ***************************************************************************
  Idę na całość. Czuję, że to ona. Że to ta jedyna. Co ja zrobiłem?! Naćpałem, ubezwłasnowolniłem, biedną, poszkodowaną kobietę, a następnie porwałem do swojej meliny i przetrzymuję ją w zamknięciu. Związaną. Głodną. Okale...
  ...czoną kobietę, która właśnie wygięła się jak akrobatka i przegryzła zębami sznurek.
  W kim ja się zakochałem?!
  ***************************************************************************
  W czasie, gdy Rivan wpatrywał się we mnie tkliwym wzrokiem, wzięłam sprawy w swoje ręce i poświęciłam kilka lat życia moich zębów, żeby uratować swoje dziewictwo - jeśli po tej nocy je jeszcze miałam.
  Kiedy Rivan zszokowany oglądał zdewastowany przeze mnie sznurek, wstałam chwiejnie i pierwszy raz w życiu kompletnie nie wiedziałam co mam robić. Wyjść tak na ulicę? A w ogóle gdzie on mnie wywiózł? Jaki jest jego prawdziwy motyw? Jaka będę gdy uda mi się wyjść na zewnątrz?
  Czy jest zboczeńcem?!
  ***************************************************************************
  Szybko skoczyłem do zataczającej się Wilii i wziąłem na ręce. Nie powiedziała nic. Ale każde jej gniewne spojrzenie jest jak papieros - zabiera określoną ilość życia.
  Dlaczego zawsze mam pod górkę?!
  ***
  Byłam tak otumaniona przez leki (nigdy nie myślałam, że daje się takie mocne przy urazach), że pamiętam wszystko jak przez mgłę. Ramiona, które mnie obejmowały. Ciepło, które mnie otaczało. Zapach kakao, który o kimś mi przypominał. I błogość. Czyżbym w końcu zeszła z tego świata i ktoś postanowił wynagrodzić mi wszystkie męki?
  ***************************************************************************
  Siedziałem na fotelu przy rozpalonym kominku, choć wcale zimno nie było. Opatuliłem siebie i ją kilkoma kocami. Rozkoszowałem się tymi ulotnymi chwilami rozumiejąc, że w końcu znalazłem swoje miejsce na ziemi i kobietę, z którą chcę spędzić resztę istnienia. Tylko jak przekonać swoją wybrankę do oddania się?
  Kobiety są wredne. A w żyłach tej płynie nie krew, a kwas akumulatorowy.
  ***************************************************************************
 Ваша оценка:

Связаться с программистом сайта.

Новые книги авторов СИ, вышедшие из печати:
О.Болдырева "Крадуш. Чужие души" М.Николаев "Вторжение на Землю"

Как попасть в этoт список

Кожевенное мастерство | Сайт "Художники" | Доска об'явлений "Книги"